NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL
97
BLOG

Andrzej Gwiazda: Dobrze wybrałem...

NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL Polityka Obserwuj notkę 3

Mamy przyjemność zaprosić na spotkanie z Joanną i Andrzejem Gwiazdami 16 października w Płocku.

Spotkanie promujące najnowszą książkę legendarnych bohaterów Solidarności i Wolnych Związków Zawodowych odbędzie się w auli Politechniki Warszawskiej o 18.00. W trakcie spotkania będzie można zakupić książkę „Gwiazdozbiór w >Solidarności<” (patronat medialny salon24), otrzymać autograf od autorów oraz otrzymać drobny upominek od „Obywatela”. Serdecznie zapraszamy!

Miejsce: Płock, aula Politechniki Warszawskiej, al. Jachowicza 2

Czas: 16 października 2009, godzina 18:00. Wstęp wolny!


Dobrze wybrałem. Rozmowa z ANDRZEJEM GWIAZDĄ (luty 2005)

- Ostatnio, za sprawą tzw. listy Wildsteina, wróciła sprawa lustracji. Komentatorzy mówią, że trzeba ją byto zrobić 15 lat temu. Czy jest dzisiaj szansa na to, by ten bolesny, ale konieczny proces wreszcie przeprowadzić?

- Oczywiście, że jest. Aktualnie IPN, na podstawie miarodajnych badań naukowych, odsłania mechanizmy działania bezpieki, także w „Solidarności". Wiemy np., że w gdańskim prezydium było pięciu agentów.

Trzeba było ujawnić agentów w 1989 r. Ale jeżeli przez 16 lat udawało się bezpiece to powstrzymać i prowadzić Polskę do upadku, to nie znaczy, że mamy jej pozwalać kontynuować ten proces.

- Niektórzy komentatorzy mówią, że lustracja bez dekomunizacji nie ma sensu, bo jest karaniem „narzędzi", a nie tych, którzy organizowali aparat represji.

- Uważałem, że dekomunizację należy przeprowadzić. Jest jednak jedna zasadnicza sprawa. Funkcjonariusze PZPR byli jawni. Natomiast agenci działali tajnie, udawali naszych przyjaciół, patriotów, a jednocześnie na nas donosili. To są ludzie, którzy – choćby ze względu na charakter – nie mogą być dopuszczeni do żadnych funkcji społecznych.

- W dekomunizacji nie chodzi tylko o funkcjonariuszy partyjnych, ale także o esbeków. O nich wiadomo znacznie mniej niż o aktywistach PZPR.

- Ich też można i należy ujawnić. To jest oczywiste. Natomiast trzeba podkreślić, że bezpieka nie wiedziała nic ponad to, co jej donieśli kapusie.

W Gdańsku 30-osobowa grupa działaczy „Solidarności" przygotowali instrukcję, jak zachować się na wypadek stanu wojennego. Bezpieka wiedziała, że ta grupa się spotyka, ale nie wiedziała, nad czym obraduje. Oddałem całą paczkę tych instrukcji kolegom z Komisji Krajowej, to było już po północy 13 grudnia 1981. Bezpieka chciała się dowiedzieć, kto to opracował, bo nie wiedziała. Aparat konfidentów, prowokatorów był jedynym źródłem jej wiedzy.

Oficerowie SB byli ludźmi tamtego systemu, byli wrogami Polski. Natomiast kapusie byli zdrajcami. Nie jest ważne, komu personalnie zrobili krzywdę. Oni zrobili krzywdę nam wszystkim, całemu społeczeństwu. A przez to, że nie zostali ujawnieni, spowodowali kolosalną demoralizację.

- Dlaczego Lech Wałęsa tak się zdenerwował na program o lustracji w Radiu Maryja?

- Wpadł w panikę. Objawy paniki Wałęsy są skrajne. Ale jeżeli weźmiemy np. list Bujaka, Frasyniuka i Lisa, opublikowany w "Rzeczpospolitej", to brzmi on jak przyznanie się do winy. Czy człowiek o normalnej psychice nie chce ujawnienia zdrady, która zaowocowała katastrofalnymi skutkami? Ci wszyscy, którzy tłumaczą konfidentów, są z tą grupą związani interesami.

- Ma pan bardzo dobre kontakty z Anną Walentynowicz, Jak pan ocenia to, że niedawno wystąpiła o odszkodowanie za prześladowania w okresie PRL. Wiem, że materialnie żyje jej się ciężko, ale nie można było załatwić tego w inny sposób?

- Jeżeli okazało się, że przez 16 lat rządzą nami ci sami ludzie, którzy nas wsadzali do więzienia, to żądanie odszkodowania jest zupełnie uprawnione. Anna Walentynowicz nie złożyła wniosku o odszkodowanie w pierwszym terminie, bo jeszcze wtedy nie było wiadomo, że rządzą nami ludzie wyselekcjonowani w tamtym systemie do przeprowadzenia transformacji. Wystąpiła w ostatniej chwili, kiedy doszła do wniosku, że PRL i „Ubekistan", zwany dla niepoznaki Trzecią Rzeczypospolitą, to to samo.

- Czy weźmie pan udział w obchodach 25-lecia „Solidarności" w lecie?

- W tych oficjalnych, które mają podtrzymać kłamstwo, że między „Solidarnością" z lat 1980-81 a tą drugą jest ciągłość? Nie mogę.

- Uważa pan, że nie ma ciągłości?

- Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Fakty prawne są bezsporne: w 1989 r. została zarejestrowana nowa organizacja, z innym statutem niż „Solidarność" z lat 1980-81.

- Niektórzy komentatorzy uważają, że te obchody będą ostatnią szansą do pokazania światu tych, którzy mają ogromne zasługi w obaleniu komunizmu. I że będą one miały odpowiednie nagłośnienie w świecie tylko wtedy, gdy będą w nich uczestniczyć głowy państw, z prezydentem Kwaśniewskim na czele.

- Gdybym szedł nurtem bardziej nagłośnionym przez świat, to podpisałbym współpracę z bezpieką. W stanie wojennym wiedziałem, że odmawiając tej współpracy zamykam sobie drogę do awansu. A propozycje mieliśmy lukratywne.

- Na przykład?

- Pięcioletnie stypendium w wysokości 5 tys. dolarów miesięcznie z obywatelstwem światowym ONZ czy opłacone studia na dowolnie wybranej uczelni na świecie.

- Pan z tego zrezygnował. W imię czego?

- Wie pan, nie jestem aż tak przywiązany do dóbr materialnych. Mogłem prawdopodobnie osiągnąć bardzo dużo, idąc na współpracę z komuną. Być może zostałbym dyrektorem jakiejś fabryki, którą później przejąłbym na własność?

- Uważa pan, że dobrze pan wybrał? Że to nie była naiwność?

- Uważam, że dobrze wybrałem. Wiem pan, po trzech latach więzienia człowiek ma tego naprawdę serdecznie dosyć. Zaproponowano nam dobre warunki: złożylibyśmy "lojala" na ręce prymasa, prymas za nas by poręczył, a my wyszlibyśmy na wolność. Pomyślałem sobie: no dobrze, wyjdę, ale gdzie? Przecież nie będę mógł spojrzeć prosto w oczy nikomu na ulicy, nie będę mógł podać ręki nikomu z przyjaciół. Po podpisaniu takiego dokumentu jedynym wyjściem byłoby klęknąć przed Kiszczakiem i prosić, by mnie dalej trzymał w więzieniu. Ale tam też nie miałbym łatwego życia, bo wielu kryminalnych sympatyzowało z "Solidarnością".

To jest kwestia szacunku dla samego siebie. Kwestia, co się bardziej ceni: 30 srebrników czy wierność idei. Albo wierność już tylko sobie.

rozmawiał JAROMIR KWIATKOWSKI

Nowiny z 21 lutego 2005 r.

 

Blog pisma NOWY OBYWATEL Piszą: Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka