NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL
1507
BLOG

Krzysztof Wołodźko: Palikot na prezydenta?

NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL Polityka Obserwuj notkę 39

Krzysztof WołodźkoWywiad-rzeka z Januszem Palikotem („Ja, Palikot”) jest o tyle interesujący, że pokazuje mniej widowiskowe oblicze sposobu myślenia tego polityka.

Cezary Michalski pytał (ówczesnego) posła Platformy m.in. o prawicę. Padła odpowiedź:

Najpierw przez lata zbierali w każdych wyborach ponad 50 procent głosów, ale ponieważ dzielili je na kilkanaście partii, politycy prawicowi stanowili w Sejmie mniejszość. Potem był rzekomy sukces, czyli AWS, będący eksperymentem bycia ze sobą razem. Jednak ceną za to były pomysły na intronizację Chrystusa-Króla, staroświecki klerykalizm, obsesyjny antykomunizm (…). Potem nadszedł PiS z Kaczyńskim, który zbudował pierwszą stabilną prawicową partię, ale za cenę sprowadzenia prawicowości do jej karykatury, do kształtu, którym sam się zawsze brzydził. Prawicowi intelektualiści biją mu brawo, ale przecież Kaczyński nie okazał się przywódcą, przeciwnie, to radykalne żywioły zbudowały mu partię i podyktowały program. Kaczyński jest dziś zakładnikiem, a nie liderem. Kaczyński doprowadził prawicowość do tego, że jest niezdolna do przetrwania. Gdyby stworzył partię umiarkowaną i budował koalicję z radykałami, byłaby w tym polityczna zręczność, ale Kaczyński zrobił coś odwrotnego – wszystko, co wartościowe na prawicy, pozwolił zabrać Tuskowi, a sam wziął odpadki. I ludzkie, i programowe.

A mniejsze środowiska? Np. konserwatyści?


Mili ludzie, ale politycznie wielkie dzieci. Kto dziś uprawia politykę mówiąc tylko o wartościach rodzinnych, autorytecie czy roli tradycji. Przecież to co najwyżej literatura. (…) Konserwatyści stali się, nie tylko w Polsce, bezobjawowi, oni nawet nie próbują ingerować w rzeczywistość, oni stylizują się na znaki sprzeciwu. Ubierają się inaczej, mówią inaczej, chodzą po niszowych programach, wierzą, że w ten sposób stają się elitą. Nic dziwnego, że każdy używa ich jak mu wygodnie.

A co pan myśli o czołowych politykach?


Polscy politycy nie wiedzą, do czego jest państwo. Balcerowicz sądził, że jest to narzędzie do zaprowadzenia racjonalnej utopii. Wałęsa widział w nim berło dla wodza »Solidarności«, Kwaśniewski równie narcystycznie widział w państwie instrument odzyskania postkomunistycznej dumy. Krzaklewski chciał użyć państwa do złożenia hołdu Kościołowi i polskiej historii, Kaczyński próbował państwem przeorać umysły. Te dwie dekady to seria wielkich nieporozumień. Z drugiej strony, oni byli samoukami, nie zastali normalnego państwa i sensownej polityki, każdy z nich powoli odkrywał, o co chodzi (…).

Jest pan konserwatystą?


Jeśli pyta pan, czy chcę adopcji dzieci dla par homoseksualnych, albo czy uważam aborcję za naturalny sposób rozwiązywania problemu niechcianej ciąży, to jestem konserwatystą.

Liberałem?


Chętnie dam gejom związek partnerski a kobietom – mimo mej niechęci do aborcji – prawo do decyzji.

Prawicowcem?


Nie znoszę tej patriotycznej dyscypliny. Tego zmuszania wszystkich do stałego, czynnego kochania ojczyzny. Tych tysięcy rocznic, które trzeba obchodzić. To jest dramatycznie defensywne. (…)

Krytykuje pan wszystkie generalnie projekty polityczne.


Krytykuję te projekty, które zamieniają politykę w teorię (…).

 

Nie byłoby powyższego cytatu, ani tego felietonu, gdyby nie myśl, że Janusz Palikot – pomijając tu jego kostium błazna i zimnego drania – uosabia w polskiej polityce pewną tendencję, która może się nasilać. W dużym skrócie wiąże się ona z przejściem od polityki opartej na „wielkich narracjach” i mitologii narodowej, do kultu pragmatyzmu i demitologizacji państwa/narodu. Wiąże się to także z założeniem, że współczesne polskie społeczeństwo swoje rozumienie np. roli Kościoła w życiu publicznym przeżywa inaczej niż jeszcze kilkanaście lat temu. Inaczej także podchodzi do kwestii etycznych czy aksjologicznych, dogmatów związanych czy to z życiem rodzinnym (mniejsza liczba dzieci, wzrastająca liczba rozwodów), czy to ze sferą seksualną; wydaje się wręcz stawać nieco indyferentne moralnie.

Wbrew pozorom, problem ten nie dotyczy wyłącznie „młodych, wykształconych, z wielkich miast”. Jest to szerszy proces, związany z przyswojeniem wzorców czerpanych z Zachodu, choćby za pośrednictwem popkultury. Także procesy społeczno-ekonomiczne, generujące większą mobilność, a także tymczasowość form egzystowania w społeczeństwie, wymuszają istotne zmiany. I to bynajmniej nie ze względu na atrakcyjność bądź siłę oddziaływania doktryn liberalizmu obyczajowego czy Nowej Lewicy. Idzie raczej o to, że płytsze zakorzenienie w lokalnych strukturach społecznych pociąga za sobą mniej zobowiązujące uczestnictwo w stabilnych, z natury bardziej konserwatywnych wzorcach kulturowych i etycznych. Trudno być autentycznym tradycjonalistą żyjąc na walizkach, często zmieniając pracę, w której spędza się czasem więcej niż pół dnia; w obliczu niepewności jutra, bez bycia-u-siebie.

Nie można zatem wykluczyć, że chcąc nie chcąc nasza prawica, także za sprawą zmiany pokoleniowej, będzie coraz bardziej upodabniała się – w swoim głównym, najsilniej oddziałującym realnie nurcie – do swojego odpowiednika na Zachodzie, który z polskiej perspektywy jest przez wielu konserwatystów odbierany wręcz jako lewicowy. Charakterystyczna jest tu opinia Palikota na temat związków partnerskich homoseksualistów, czy jego podejście do aborcji. Jest to zapowiedź polityki kompromisu, który dziś jeszcze może być nie do przyjęcia. Jednak o doktrynach politycznych poszczególnych partii decyduje także elektorat, jego stosunek m.in. do wyżej wspomnianych kwestii. Jeśli będzie się on stawał coraz bardziej obojętny (jeśli nie wprost przyzwalający), wtedy ów model liberalnej centroprawicy, jaki dziś uosabia Janusz Palikot, stanie się faktem. I nie ulega wątpliwości, że jego medialny sposób bycia jest swego rodzaju sondą, zapuszczaną w świat wyobrażeń społecznych: co jest już do przyjęcia, co – jeszcze nie. Popularność, jaką cieszy się polityk rządzącej, mainstreamowej partii bodaj nie tylko wśród jej elektoratu, daje do myślenia.

Przeobrażenia społeczne w Polsce są faktem. Hierarchia kościelna, co pokazuje nie tylko jej rozdarcie w sprawie krzyża z Krakowskiego Przedmieścia czy problemy z dziwnymi typami w Komisji Majątkowej, ma spory problem sama ze sobą i z własnym wizerunkiem – także, a może przede wszystkim, na prawicy. Jeśli istnieją jak dotąd silne, środowiskowe, czasem wręcz towarzyskie powiązania między wyższym duchowieństwem a politykami, to przecież nie musi to oznaczać, że będzie tak już zawsze. I tu postać Palikota pokazuje, jak można atakować kler bez większej szkody dla siebie. A co, jeśli za lat kilka, kilkanaście politycy uznają, że nie potrzebują już wsparcia Kościoła w swoich zabiegach o popularność wśród Polaków? Bez złudzeń: rozstaną się z nim w mniej lub bardziej kulturalny sposób.

Zagadnienia te nie dotyczą jedynie prawej strony sceny politycznej, ale mają charakter ogólnospołeczny. Dziś może brzmieć to baśniowo, ale można sobie wyobrazić polskich polityków na prawicy jawnie deklarujących homoseksualizm, odcinających się od tzw. mitologii narodowej czy wprost odżegnujących się od Kościoła. Przecież już dziś, zdaniem części polityków i publicystów, związanych choćby ze środowiskiem „Christianitas”, lojalność prawicy wobec (nauki) Kościoła pozostawia wiele do życzenia. I trudno odmówić im racji. Utożsamienie prawicowości z Kościołem rzymskokatolickim dla wielu jest przede wszystkim wygodnym narzędziem politycznym i dopiero wtórnie wiąże się z recepcją jego doktryny.

Gdyby model prawicy, który już w jakimś stopniu realizuje się m.in. w Platformie Obywatelskiej stał się faktem, stawiałoby to nowe wyzwania także przed lewicą. Dla części z niej, co interesujące, byłby to problem z kategorii: „być albo nie być”. Bo o co miałaby walczyć lewica obyczajowa z wyemancypowaną, podobną sobie „nową prawicą”? Chyba że o hasła jeszcze dalej idącej „emancypacji”. W gruncie rzeczy czyniłoby to te formacje trudnymi do odróżnienia, faktycznie post-politycznymi bytami. Z drugiej strony, może wtedy wreszcie na serio potraktowano by spory o charakterze ekonomicznym, socjalnym, klasowym, gdyby Nowa Lewica straciła ten punkt odniesienia, który dziś czyni ją tak popularną i „awangardową”. Cóż, trudno orzec; być może przekonamy się o tym za prezydentury Janusza Palikota.

Krzysztof Wołodźko


Mamy już 10 lat!

Najbardziej obywatelskie pismo w Polsce – poświęcone wyłącznie sprawom publicznym i tworzone rękami czytelników – ma za sobą pierwszą dekadę na rynku idei. Zapraszamy do zapoznania się z okolicznościową publikacją, od dzisiaj dostępną w Internecie.

 

Z kolei tutaj znaleźć ją można w postaci pliku pdf do pobrania (6,8 MB).

Blog pisma NOWY OBYWATEL Piszą: Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka